niedziela, 19 kwietnia 2015

Pies

A więc mówi pan, że to jednak nawrót. A jednak, psia mać. A jednak, psi los. A tak, rozumiem, walczymy walczymy. Nadzieja jak psu z gardła wyjęta. Nie, przecież nic się nie stało.

Wychodzę z gabinetu lekarza. Ślepia razi słońce, we mnie pod psem pogoda. Czy to dobra pora na randkę? Wykonuje telefon, podnoszę się na urodzie, upachniam i upewniam w samochodowym lusterku, że nadal jestem piękna. Stres przed pierwszą randką szybko wyparł stres przyjęcia informacji o nawrocie. Jak w znanym sposobie na migrenę: aby zapomnieć o bólu głowy, uderz się młotkiem w kolano.

Po randce udaję się na zakupy. Udaję, że nic się nie stało. Udaje mi się to.
Doświadczam oczopląsu poznawczego: życie się wali, a wszystko wokół świeci, błyska i zachęca. Mój świat się kończy, a promocje dopiero zaczynają. Przywodzi mi to na myśl obraz Bruegel’a „Upadek Ikara”. Wszystko gra, ludzie pracują, świeci słońce. Tymczasem Ikar, gdzieś tam- jakby przy okazji- tonie w wodzie. Trochę drobiazg jakiś. Trochę koniec świata.

Zaczynam piąty rok walki o życie.
Żeby to uczcić kupiłam sobie gacie z luźnym krokiem.
I wisi mi to.

















czwartek, 9 kwietnia 2015

W cieniu szansy

Dostałam wyniki badania PET.
Mam wznowę.

Siedzę sobie
I pachnę
I piję koktajl
I świeci słońce
I ptaki śpiewają
I nie wierzę.

Nikłe mam szansę na to, że będę kiedyś po prostu zdrowa. Pozostanie mi się tak bujać od wznowy do remisji i z powrotem. Obiecuję, że zrobię jednak wszystko, żeby bujać się tak jak najdłużej. A jeśli jest choć cień szansy... Położę się w nim i odpocznę.